poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Rozdział drugi


         Oczyściwszy miejskie lochy z przestępców wszelkiej maści, Nocna Straż miała rozpocząć dobrowolny werbunek. Niemalże w każdym mieście zawsze znalazło się kilku nędzników pragnących poprawy warunków czy zwykłych szaleńców szukających „przygody życia”. Yoren był pełen wątpliwości, czy nie zawiodą się po miesiącu pobytu na Murze. Niewielu ludzi zdawało sobie sprawę, jakie warunki panują tam tak naprawdę. Zostanie czarnym bratem wymagało wyrzeczenia się praktycznie wszystkiego i poświęcenia życia obronie Westeros. Jednak i tym razem nie miał zamiaru nikogo zniechęcać. Dopóki kandydat miał powyżej dwunastu dni imienia, władzę w członkach i zdrowy umysł, na Murze było dla niego miejsce. W porównaniu z poprzednimi wiekami, liczba czarnych braci znacznie zmalała. A gigantyczna lodowa zapora nie obroni się sama. Choć nie wszyscy chcieli przyjąć to do wiadomości, za jej granicą czekała niezbadana kraina stanowiąca zagrożenie dla królestwa.
      Wóz  stał na poboczu placu Lanna Sprytnego, a zwerbowani przestępcy spali w jego wnętrzu. Zaprzężone do niego muły leniwie skubały trawę wyrastającą spomiędzy kamieni placu. Zaspany Yoren rozstawił prowizoryczny stół i usiadł za nim, ziewając przeciągle. Ruch na placu był niespotykanie mały, z racji wczesno porannej pory. Brat Nocnej Straży żałował, że obowiązki nie pozwoliły mu na dłuższy sen. Z wyrzutem spoglądał na statuę Lannistera z Ery Herosów, tak jakby to on winien był wszystkich krzywd wyrządzonych temu światu. Z biegiem czasu rysy posągu zdążyły zatrzeć się nieco, lecz dalej dało się rozpoznać nonszalancki uśmiech i kręcone włosy do ramion. Lann Sprytny w lewej dłoni trzymał miecz, w prawej zaś mieszek ze złotem, którym tylko przypomniał Yorenowi o kurczących się zapasach smoków w jego sakiewce. Znużony oparł rękę o blat stołu byle jak zbitego z desek, czekając na pierwszych ochotników.
      Godziny mijały powoli, a słońce leniwie przesuwało się nad widnokręgiem. Z biegiem czasu coraz więcej ludzi gromadziło się na placu. Przechodnie spoglądali z zaciekawieniem w kierunku powozu, lecz jak na razie żaden nie kwapił się, aby zbliżyć do miejsca poboru. Czarnego brata nie dziwiło to specjalnie. Miał jednak nadzieję, że czekanie nie pójdzie na marne i do południa zjawi się ktoś chętny do wstąpienia w szeregi Straży. Wyjazd planował jeszcze tego samego dnia, a więc nieliczni chętni mieli niewiele czasu.
       Co jakiś czas podbiegało jakieś ciekawskie dziecko, jednak większość zawracała w połowie drogi, widząc karcące spojrzenie Yorena, a co poniektórzy zostawali złapani przez swoje matki i sprowadzeni do porządku.
      Gdy czarny brat powoli tracił już nadzieję, przed blatem jego stołu pojawił się podstarzały, niewysoki mężczyzna z pokaźną łysiną i obdartym ubraniem. Przez jeden z jego policzków przebiegała szpecąca blizna. Pomimo tego, że jego twarz zdawała się nie wyrażać żadnych emocji, sprawiał wrażenie świadomego, dlaczego znalazł się właśnie w tym miejscu.
  - Mam dość życia w nędzy. Nie obchodzi mnie, jak bardzo zimno jest na tym waszym Murze, chcę jechać tam i zacząć od nowa – stwierdził bez ogródek mieszkaniec Lannisportu. – Nie jestem najmłodszy, ale umysł mój całkiem sprawny, jak i kończyny działają jak należy. – Gdy mężczyzna skończył, Yoren bez wahania wstał powoli i wyciągnął rękę ku przybyszowi.
  - Witamy w Straży, panie… ? – stwierdził pytająco czarny brat.
  - Niech będzie Hock – odpowiedział od niechcenia, odwzajemniając uścisk. - Choć wątpię, że ma to jakiekolwiek znaczenie na tym oblodzonym zadupiu… - dodał już ciszej. Yoren puścił tę uwagę mimo uszu i splunął za siebie, pozostawiając na bruku czerwoną plwocinę, która kolor zawdzięczała nałogowo żutym kwaśnym liściom.
        Po nim przez dłuższy czas nie zjawił się nikt. Czarny brat nie miał złudzeń. Zdawał sobie sprawę, że nawet najbiedniejsi nie będą na tyle szaleni, aby przenosić się z gorącego Lannisportu na mroźną Północ. Uznał więc, że szkoda czasu i zapowiedział rekrutowanym towarzyszom odjazd za niedługo. Kiedy rozbierał prowizoryczny stół, koło pojazdu zaczął kręcić się niewysoki chłopak. Wychudzona sylwetka i zniszczone ubranie sugerowało, że jest on jedną z wielu sierot tego miasta. Mały żebrak co jakiś czas zbliżał się do Yorena, jednak po chwili rezygnował. Nie umknęło to uwadze czarnego brata i ten powoli tracił już cierpliwość.
  - Czego tu szukasz, dzieciaku? – zapytał w końcu. Zdziwiony chłopak otworzył szeroko oczy i głos zamarł mu w gardle, na co mężczyzna zeźlił się jeszcze bardziej.  – No, dalej, mów, bo zwijamy interes. – Młodzieniec zdawał się nabrać odwagi, wyprostował i odpowiedział:
  - Mam na imię Ervin i chcę wyruszyć z wami na Mur – odpowiedział zdecydowanym tonem, co rozbawiło brata.
  - Nie organizujemy wycieczek. Wracaj do mamy – stwierdził kpiąco. – Ile w ogóle masz lat, co? – spytał na odchodne i odwrócił w stronę wozu. Zdeterminowany chłopak zabiegł mu jednak drogę i kontynuował rozmowę.
  - Piętnaście i proszę mnie wysłuchać – nakazał stanowczo, na co czarny brat odepchnął go lekko i szedł dalej. – Czy nie potrzebujecie rąk do pracy? – nie ustępowało dziecko. – Jestem sprytny i nie brak mi kondycji. Nie boję się niestworzonych istot zza Muru, a lód nie napawa mnie strachem. Mogę nauczyć się walczyć albo…
  - Przed czym uciekasz, chłopcze? – przerwał mu Yoren, zatrzymując się przed rozmówcą. Nierzadko spotykał się z dzieckiem, które szukało schronienia w mroźnej krainie. Chłopak zmieszał się nieco i skierował wzrok ku ziemi.
  - W Lannisporcie nie najlepiej żyje się synom kurew, którzy zarabiają na życie okradając przechodniów… Nie znam powodu, aby mieszkać tu dalej.
  - Mur to nie miejsce zabaw, chłopcze. Udowodnij mi, że powinienem zabrać tam takie dziecko jak ty. Zarzekasz się, że jesteś sprytny i zręczny, a więc czy jest tak naprawdę? – spytał prowokująco. Chłopiec w odpowiedzi wysunął z rękawa niewielki, szary mieszek, uśmiechając się szeroko. Czarny brat instynktownie chwycił się za pasek w poszukiwaniu dobytku.
  - Nie pozwalaj sobie, zuchwalcze – stwierdził obrońca Muru, wyrywając mieszek z ręki chłopca i odchodząc. Uśmiechnął się pod nosem i dodał – Na Północy nie tolerujemy kradzieży.
***
Wóz pełen był opryszków łypiących na nią złowrogo spod przymkniętych powiek od momentu, gdy Eira postawiła nogę na jego pokładzie. Jednak bardziej przeraziły ją sugestywne spojrzenia mężczyzn, których upodobania odbiegały od normy. Widząc oblizywane usta u jednego z nich, natychmiast odwróciła wzrok. Wiedziała, że nie rozpoznali w niej kobiety, ale zdawała sobie sprawę z faktu, że jak na chłopca odznaczała się dziewczęcą urodą. Lekko skrępowana ruszyła dalej. Na końcu pojazdu dostrzegła wolne miejsce i pewnym krokiem skierowała się w jego stronę. Nikt się nie odezwał, ona też nie miała zamiaru zwracać na siebie zbytniej uwagi. Dyskretnie spoglądała na twarze mężczyzn, szukając piegowatej z opadającą na nią czupryną o kolorze miodowego blondu. Zamiast tego natknęła się na ospowatą gębę cuchnącego ale mężczyzny w średnim wieku, który nawet nie spojrzał w jej stronę. Lekko zażenowana postanowiła kontynuować obserwacje dopiero po zajęciu miejsca. Czuła się wyjątkowo niepewnie, przechodząc pomiędzy bandytami, choć brak zainteresowania z ich strony pozwalał na złudne poczucie bezpieczeństwa. Kiedy już prawie doszła do upatrzonego miejsca, jej nogi napotkały niespodziewaną przeszkodę i z gruchotem wylądowała na ziemi. Jeden z mężczyzn zaśmiał się gardłowo, a reszta podążyła jego śladem. Zdezorientowana Eira odważyła się podnieść wzrok i od razu tego pożałowała. Większość opryszków patrzyła się teraz na nią jak na ośmionogie cielę.
  - Uważaj jak chodzisz, ofermo – odezwał się jeden z przestępców, spluwając na twarz wstającej Eiry. Dziewczyna zmarszczyła ją i otarła rękawem, a do jej uszu napłynęły kolejne śmiechy. W tamtej chwili marzyła tylko o zaszyciu się kącie i uwolnieniu od drwin. Jednak znudzeni bandyci nie dawali za wygraną, rzucając w jej stronę kolejne obelgi.
  - Jedziesz na Mur pracować jako męska dziwka, chłopczyku? – rzucił ktoś, na co inny podszedł do niej od tyłu, poruszając energicznie biodrami, co wywołało jeszcze większą falę śmiechu.
  - To ile bierzesz za godzinę, lalusiu? – krzyknął wychudzony młodzieniec z zapadniętymi oczami. Kiedy wyszczerzył zęby, dało się dostrzec poważne braki w jego uzębieniu.
            Eira pobladła. Nogi zaczęły się pod nią uginać, a łzy zbierały się w kącikach oczu. Jednak wiedziała, że wszelkie oznaki słabości zostaną wykorzystane przeciwko niej. I tak już na wstępie odnaleźli w Ervinie tak wiele kobiecych przymiotów. Ucieczka na nic by się zdała, a atak czy wzywanie Yorena tylko pogorszyłyby sprawę. Miała świadomość, że od tego, jak się teraz zachowa, zależy przyszły stosunek czarnych braci do niej. Wyprostowała się więc, uniosła głowę i…
… zaczęła śmiać się głośno. Zdezorientowani bandyci ucichli na chwilę, nie wiedząc, co się dzieje. Dziewczyna próbowała ratować sytuację.
  -A nie wolicie cycatej dziewki? Mamy do odwiedzenia parę burdeli po drodze na Mur! Zanim zabronią nam dupczyć! – krzyknęła, nie mając pewności, czy spotka się to z aprobatą. Ku jej uldze, przestępcy zaczęli kiwać głowami i wnosić okrzyki. Jeden podszedł nawet do niej, klepiąc po plecach i przyznając, że równy z niej chłopak.
      Wrzawę przerwało wejście Yorena do wozu. Rekruci ucichli, a czarny brat rozejrzał się po zgromadzonych.
- Panowie, czas się zbierać! - oznajmił głośno, unosząc brwi, wyraźnie zdziwiony takim uniesieniem. - Wsiadać na muły i jedziemy na Mur!
Nowi bracia Yorena posłusznie wyszli z wozu i podchodzili do człowieka z Nocnej Straży przydzielającego zwierzęta i rozdzielającego dobytek pomiędzy wędrowców. Eira dostała czarnego muła o spokojnym usposobieniu. Pogłaskała wierzchowca po pysku i zaczęła pakować żywność do juków na grzbiecie niemrawego zwierzęcia. Z jednego z worków wysypały się jabłka, z których jedno potoczyło się na znaczną odległość. Przeklnęła pod nosem i podeszła po nie, a schylając się, napotkała czyjąś rękę.
  - To chyba twoje - powiedział obojętnym tonem piegowaty blondyn, podając jej owoc. Eira wytrzeszczyła szeroko oczy i rozejrzała się na boki. Nie napotykając żadnego obserwatora, uścisnęła przyrodniego brata, który natychmiast odepchnął ją, nie wiedząc, co się dzieje.
  - Zwariowałeś?! – oburzył się, przypatrując dziewczynie i krzywiąc z niesmakiem. Po chwili jednak grymas znikł z jego twarzy, a oczy otworzyły się szeroko. - Co ty tu robisz?! – spytał, nie czekając na odpowiedź. Od razu złapał dziewczynę za rękę i pociągnął za wóz. Kiedy znaleźli się już w miejscu, gdzie nikt ich nie widział ani nie słyszał, chłopak przytulił czule siostrę.
  - Nie wierzyłem, że przyjdziesz – przyznał, odsuwając się od niej, ale nadal trzymając za ramiona. – Nie sądziłem, że jesteś AŻ tak szalona!
  - I naprawdę myślałeś, że zostanę w tym mieście, a tobie pozwolę bawić się na Murze ze snarkami i grumkinami?! – spytała nieco sarkastycznie. - Nic z tego, braciszku. Jadę z tobą! – dodała, uśmiechając się szelmowsko i wspierając ręce na biodrach.
       Widząc ciepły uśmiech brata i radość malującą się w jego oczach, zrozumiała, że zrobiła dobrze. Czekał ją ciężki okres ukrywania się podczas załatwiania swoich potrzeb czy mycia się, a bandaże ściskające jej i tak niewielki biust już dawały się we znaki. Ale czy ktoś powiedział, że będzie łatwo?