niedziela, 8 kwietnia 2012

Rozdział pierwszy

        

        Późnym popołudniem ruch na targu rybnym w Lannisporcie osiągnął szczyt. Zewsząd słychać było gwar targujących się ludzi, głównie średniozamożnego mieszczaństwa, które tłoczyło się na sporym, okrągłym placu Lanna Sprytnego. Pomnik wspomnianego herosa chytrym wzrokiem spoglądał na tętniący życiem plac. Wokół fontanny, na środku której postawiono statuę, biegały roześmiane dzieci. Tłumy ludzi leniwie przetaczały się przez plac w upalnym słońcu, nie zważając na hałas i kurz drażniące ludzkie zmysły. Warunki do pracy były więc idealne.
Eira zręcznie przeciskała się między ludźmi, przy okazji pozbawiając ich sakiewek i zawartości kieszeni. Przez te wszystkie lata wyzbyła się wyrzutów sumienia związanych z obrabianiem przechodniów z ich oszczędności. W krótkim czasie jej kieszenie wypełniły się miedziakami, broszkami i kilkoma guzikami.  Nic szczególnego, ale ten marny łup pozwoli przeżyć parę dni. Zaczęła więc rozglądać się za swoim przyrodnim bratem Finnem. Nie dostrzegła go jednak nigdzie w pobliżu. Za to w promieniu kilku metrów rozgorzała sprzeczka. Eira ujrzała plecy kłócących się mieszczan, którzy najwyraźniej napotkali poważny problem. Choć starała się dostrzec, co dokładnie ma miejsce, tłum odepchnął ją od serca konfliktu. Postanowiła nie zbliżać się bardziej, aby nie zarobić kolejnych siniaków po kuksańcach gawiedzi. Wykorzystując nieuwagę pobliskiej przekupki, ukradła kawałek pieczonego węgorza. Spokojnym krokiem podeszła do fontanny na środku placu i usiadła na krawędzi zbiornika, konsumując zdobyty kąsek. Machając nogami, zaczęła wsłuchiwać się w odgłosy awantury. Wymiana zdań nie przykuła jej uwagi, dopóki czujne uszy nie wychwyciły słowa „złodziej”. Ręka zatrzymała się w połowie drogi do ust, a dziewczyna odwróciła głowę w stronę konfliktu.
  - Straż! Straż! – dało się słyszeć głos otyłego mężczyzny w fioletowym płaszczu, a towarzysząca mu pulchna kobieta histerycznie wykrzykiwała słowo „złodziej” swoim piskliwym, wysokim głosem. Stojący w pobliżu strażnik niechętnie chwycił za halabardę opartą dotychczas o mur i powlókł się do źródła hałasów. Eira wyrzuciła resztki węgorza i przecisnęła się przez tłum do pobliskiego pomnika Lanna Sprytnego, na którego wspinaczka umożliwiła jej zorientowanie się w sytuacji. Teraz dokładnie widziała, kto jest owym złodziejem i serce jej zamarło. Mężczyzna potężnej postury w rzeźnickim fartuchu trzymał za kołnierz jej blondwłosego brata Finna. Zawsze wiedziała, że może dojść do takiej sytuacji,  choć jak dotąd zawsze udawało im się uciec po nakryciu na gorącym uczynku. Zamieszanie zrobiło się tak duże, że wiedziała, iż sama nie da rady pomóc bratu. Na jej twarzy malowało się przerażenie, a jedynym, co mogła zrobić, było patrzeć, jak zabierają Finna do lochów miejskich. Wiedziała, że stanie na placu jak kołek nie poprawi ich sytuacji, ruszyła więc w kierunku dzielnicy portowej, gdzie zazwyczaj nocowali. Nie wiedziała, gdzie szukać pomocy. Jedyną osobą, która nigdy jej nie odmówiła, była przyjaciółka jeszcze z lat dziecięcych, która obrała nieco inną ścieżkę życiową po ukończeniu lat dziesięciu.
         Biegnąc, przypominała sobie te wszystkie chwile, gdy rozmyślała nad swoją przyszłością. Nie raz zastanawiała się przecież, co robić, gdy przyłapią ją czy Finna. Znała ryzyko zawodu, podobnie jak jej przyrodni brat. Rozmawiali już o takiej możliwości i choć nie chciała w to wierzyć, domyślała się, jak teraz potoczy się ich los. Dlatego gnała przez wąskie uliczki, mijając obdarte domy, tanie burdele, liczne garkuchnie oraz ogromny sept.
                Zdyszana dobiegła do starego drewnianego budynku, nad którego drzwiami kołatał szyld obłażący farbą, na którym niegdyś widniał malunek przedstawiający skąpo odzianą niewiastę. Troszkę niżej widniał napis „U morskiej żony”. Eira pewnym pchnięciem otworzyła drzwi i weszła do taniego burdelu. Niemalże w drzwiach powitał ją znajomy głos:
  - Eira! Czyżbyś się jednak zdecydowała? – spytała uśmiechnięta burdelmama o wdzięcznym imieniu Grainne przechodząca akurat przez izbę z dzbanem wina w ręku. Jak zawsze dopisywał jej dobry humor. Za pewne znała już odpowiedź, ponieważ nie pierwszy raz zadawała dziewczynie to pytanie. Eira nie miała ochoty na żarty, nie uznała zatem za stosowne odpowiadać po raz kolejny, zamiast tego spytała od razu:
  - Mam sprawę do Seine, jest zajęta? – Na te słowa gruba kobieta zatrzymała się i wskazała palcem schody prowadzące na górne piętro. Eira natychmiast wspięła się po nich i stanęła na środku korytarza. Z pobliskich drzwi dochodziły dźwięki udawanej rozkoszy wydawane przez którąś z dziewcząt. Wsłuchała się w nie, jednak nie rozpoznała w nich głosu przyjaciółki. W międzyczasie inne drzwi otworzyły się, a w progu pojawił się podstarzały mężczyzna mocno zalatujący winem. Wyaźnie chwiał się na nogach, a tasiemki spodni miał rozwiązane. Dziewczyna nieśmiało zbliżyła się do opuszczonego przez niego pokoju i napotkała nieco nieobecny wzrok chwiejącego się klienta. Wychyliła głowę, zerkając do środka pomieszczenia. Dostrzegła tam blondwłosą pracownicę burdelu, której imienia nie pamiętała. Kurwa siedziała naga na stołku, nieopodal miednicy z wodą, w której moczyła ścierkę. Na twarzy młodej kobiety zastygł grymas niesmaku, któremu Eira w żaden sposób się nie dziwiła. Takie widoki widywała od dziecka i to głównie one sprawiły, że wybrała zawód kieszonkowca. Nie znajdując swojej przyjaciółki, zmierzyła w przeciwnym kierunku korytarza, przystając na chwilę pod jednymi z drzwi.
Usłyszała zza nich szloch dziewczyny. Nie miała wątpliwości, do kogo należy głos. Eira popchnęła drzwi i dostrzegła Seine. Brązowowłosa dziewczyna o ostrych rysach twarzy i zadartym, piegowatym nosie leżała na łóżku wśród rozrzuconych, różowych poduszek i pogniecionej pościeli, w cienkiej, przejrzystej tunice. Była drobnej budowy i miała piersi wielkości jabłek. Skromnie urządzona izba mieściła w sobie jedynie łóżko na dwie osoby i drewniana skrzynię.  Na skrzyni leżał wazonik pełen podwiędłych tulipanów, których zapachu Eira tak bardzo nie lubiła. Okno pokoju wychodziło na ulicę. Lekko uchylone wpuszczało do pomieszczenia zapach gotowanego gulaszu z pobliskiej garkuchni.  Złodziejka niepewnym krokiem weszła do izby, przyglądając się przyjaciółce.
  - Na litość, Seine, co się stało? – spytała zatroskanym głosem, łapiąc przyjaciółkę za ramiona. Dziewczyna podniosła na nią swoje przekrwione od płaczu oczy i natychmiast się otrząsnęła.
  - W zasadzie… to nic takiego – stwierdziła bez cienia emocji. - Klient był niemiły, najzwyczajniej zrobiło mi się przykro. – Na te słowa Eira przewróciła oczami, ponieważ wahania nastrojów Seine były jej znane nie od dziś. Zamiast tego usiadła obok niej, ze zrezygnowaniem opuszczając głowę. Prostytutka obróciła się w stronę przyjaciółki, przyglądając się uważnie jej twarzy.
  - Och, Eiro, widzę, że nie przyszłaś tu bez powodu – stwierdziła z troską w głosie kurtyzana. – Nie lubisz tu przychodzić, coś musiało się stać, prawda?
  - Złapali go… Pierwszy raz od tylu lat nie dało się nic zrobić. Powstało tak wielkie zamieszanie, że nie mogłam nawet zbliżyć się do Finna… - stwierdziła, z trudem powstrzymując się od płaczu. Seine nie widziała przyjaciółki w takim stanie od dawien dawna. Był to znak, iż sprawa jest poważna. Przygryzła usta, starając się dobrać odpowiednie słowa.
  - Takie ryzyko zawodowe. Kurwy mogą nabawić się kiły, a kieszonkowcy zostać przyłapani. Chyba nie jesteś zaskoczona? – spytała z nutką ironii i realizmu w głosie.
  - Daj spokój. - Eira znów przekręciła oczami. - Nie o to chodzi. Finn był ze mną od zawsze. Wiele razy myślałam o tym, że takie coś może mieć miejsce. Jednak teraz stało się, a ja nie wiem, co powinnam zrobić – przyznała, nerwowo zaplatając ręce. Przyjaciółka widząc to, złapała ją za ramiona i lekko potrząsnęła.
  - Halo, gdzie się podziała ta sprytna, zaradna i pewna siebie dziewczyna? To jeszcze nie koniec świata! Za kradzież nie prowadzą na stryczek! – mówiła lekko podniesionym głosem. – Na pewno rozmawialiście o takiej sytuacji. To ryzyko każdego kieszonkowca – dodała już ciszej.
  - Tak, rozmawialiśmy – odpowiedziała Eira z głośnym westchnieniem. – Finn bez namysłu powiedział, że mając do wyboru ucięcie ręki bądź zesłanie na Mur, wybrałby to drugie. Pozostaje pytanie, co rzeczywiście wybierze. Przecież nie ma pojęcia o warunkach na Murze.
  - Znam go wystarczająco. Co jak co, ale ostatnią rzeczą, na jaką pozwoli, będzie ucięcie ręki – przyznała Seine, kiwając głową. – Swoją drogą, byłoby szkoda takich zręcznych palców – dodała, chichocząc.
  - Zachowaj choć trochę powagi – skarciła przyjaciółkę złodziejka, podchodząc do okna. – Nie wyobrażam sobie życia bez Finna. Tak, przyznaję to ja, niezależna i pewna siebie Eira – dodała nieco sarkastycznie. – Wstyd mi, ale nie mam tu czego szukać, jeśli wybierze Mur, a same przyznałyśmy, że to właśnie zrobi.
  - Chyba nie chcesz za nim jechać? – spytała, śmiejąc się z przyjaciółki. Ta jednak nie odpowiedziała i popatrzyła na nią porozumiewawczo. Na twarzy kurtyzany zagościło przerażenie. – Oszalałaś? Tam nie przyjmują kobiet! Zresztą co byś tam robiła?! Okradała Mur z lodu?!
  - Już kiedyś o tym myślałam. Nie jestem specjalnie urodziwa – przyznała z goryczą. -  Przebranie, odpowiednia fryzura i nikt się nie zorientuje. Dają jeść, jest się w co ubrać. No i tam będzie Finn. Zresztą nic mnie tu nie trzyma. Nie mam nic do stracenia. A kto wie, może na tym Murze moje życie stanie się ciekawsze? – spytała, zmuszając się do uśmiechu.
  - Tak, zostaniesz pogromcą snarków i grumkinów – odpowiedziała z przekąsem Seine, unosząc brwi do góry. – Nie masz pojęcia o tym miejscu. Poza tym, tu jest ciepło, a tam zimno. Nawet teraz, podczas długiego lata.
  - Nic nie rozumiesz – powiedziała Eira, kiwając przecząco głową. – Tak naprawdę to przecież nie mam wyboru.
  - Zawsze masz wybór. Z chęcią przyjmiemy kolejną „morską żonę” – oświadczyła Seine z uśmiechem. Jak zawsze starała się obrócić wszystko w żart.
  - Z całym szacunkiem, Seine, ale ja się do tego nie nadaję – przyznała. – Muszę działać szybko. Nie ma czasu do stracenia. Przyszłam tu prosić Cię o pomoc. – powiedziała, wstając i kierując się do pobliskiej miski z wodą. – Potrzebuję męskich ubrań i zręcznych paluszków, które wyrównają moje kudły – oświadczyła, łapiąc za pokaźny warkocz.
  - Nie ma sprawy – Seine podeszła do przyjaciółki i obie zaczęły się przeglądać w wodnym odbiciu. – Powiedz mi, proszę, czy jakieś pięć lat temu spodziewałaś się, że tak skończymy? – spytała, obejmując Eirę.
  - Nie, ja dopiero zaczynam – odpowiedziała pewnym głosem, wyciągając z kieszeni nóż. Seine odsunęła się i zaczęła przyglądać, jak złodziejka przecina warkocz u jego nasady.
  - Włosów to ci zawsze zazdrościłam, wiesz? – oznajmiła z zazdrością i zaczęła grzebać w szafie. Po chwili rzuciła jej pod nogi kilka szmat. – Wybierz sobie coś.
  - Skąd to masz? – spytała zaskoczona Eira.
  - Wielu klientów tak się upija, że zostawia tu swoją przyodziewę - odparła kurwa, chichocząc złośliwie.
                Eira narzuciła na siebie lnianą tunikę, a także spodnie z niebarwionej wełny. Były nieco za długie i za szerokie, więc podwinęła nogawki i związała mocniej sznurówki spodni.
  - I jak? Wyglądam męsko? – spytała z powątpiewaniem.
  - Jeśli niewyrośniętego piętnastolatka nazwać mężczyzną, to tak – odpowiedziała, podchodząc do przyjaciółki i łapiąc ją za sznurówki spodni. – Jak się zwiesz, mężny chłopcze– spytała, udając, iż ma do czynienia z klientem.
  - Bardzo śmieszne, Seine. – Dziewczyna odepchnęła śmiejącą się przyjaciółkę. – Masz pomysł na jakieś imię?
  - Hm, pomyślmy – zaczęła kurtyzana. – Całkiem niedawno był tu taki jeden, co nie wiedział, co zrobić ze swoim mieczem. Zaraz… jak on się zwał…  Eryk, Evan... – Eira złapała się rękami za głowę. – A tak, Ervin!
  - Dobra, niech będzie Ervin – stwierdziła ze zrezygnowaniem i podeszła do Seine. – Dziękuję ci – dodała, uśmiechając się i przytulając przyjaciółkę.
  - Nie chcesz chyba powiedzieć, że już idziesz? – spytała z niedowierzaniem. – Gdzie ci się spieszy?
  - Każdy kieszonkowiec musi orientować się, co dzieje się w mieście. Od dwóch dni czarny brat zbiera ludzi na Mur. Ervin będzie tam jeszcze przed Finnem. Zobaczysz – stwierdziła, siląc się na kiepski żart.
  - Poczekaj! – zatrzymała przyjaciółkę Seine, wyjmując spod łóżka zarobiony tego dnia mieszek i wkładając go do rąk zdziwionej Eiry. – Weź chociaż to.
  - Nie, proszę, tylko nie mów mi, że to ten ckliwy moment, w którym obie zaczynamy płakać i dziękować za wspólnie spędzone lata? – spytała drwiąco złodziejka.
  -  Zwariowałaś? Kurtyzany nie płaczą – odpowiedziała Seine, ocierając łzę z kącika oka. – No, idź już, pewnie klienci czekają – dodała, powstrzymując się od płaczu. Eira przystanęła na chwilę w progu pomieszczenia i uśmiechnęła się na pożegnanie.
        Eira wyszła, a morze cienia, które rozciągało się przed nią, zdawało się nie mieć końcowego punktu na horyzoncie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz